Pierwszy milion jest dla znacznej większości z nas pojęciem dość abstrakcyjnym, które nie wydaje się osiągalnym. Jednocześnie zastanawiamy się, jak zarobili go ci, których podziwiamy i czytamy o nich na łamach prasy ekonomicznej. Warto poznać ich historię, by przekonać się, że nie jest to niemożliwie.
Jedną ze wskazówek, jakie znajdziemy w wypowiedziach tych znamienitych osobistości są oszczędności – sukcesywne, nawet te niewielkie, ale bezkompromisowo odkładane. To z nich rodzą się większe możliwości prowadzące do realizacji celu. Podkreślmy, że pierwszy milion to nie kwestia przypadku, nie zdobywa się go w kilka dni, czy parę tygodni. Na niego składa się nasza mentalność, szacunek do pieniędzy i pracy. Milionerzy nie spoczywają na laurach, nie odwracają się od sytuacji kryzysowych ani ryzykownych. Podejmują wyzwanie, ale robią to w sposób analityczny. Oczywiście, pewną rolę odgrywa tutaj szczęście, ale nie trzeba go mieć w wielkim zapasie, by wspiąć się na szczyt.
Znalezienie swojego powołania jest jednym z filarów pozwalających otworzyć się na sukces. Nie bez kozery mówi się, że ci którzy ze swojej pasji uczynili zarobek osiągają najwięcej. Wspomniane oszczędności są zaczątkiem inwestowania. Pieniądze muszą zacząć pracować na naszą korzyść. Początkowo można pomnażać swój kapitał w sposób spokojny, nie mniej ten nie da wielkich, milionowych profitów. W tym czasie można szukać niszy na rynku i stawiać pierwsze kroki w biznesie. Nikt nie mówi, że będzie bezpiecznie i łatwo – wprost przeciwnie. Warto zainwestować na giełdzie papierów wartościowych, albo pomyśleć o inwestowaniu w nieruchomości. Słowem – każda inwestycja, która znacznie powiększa nasze oszczędności jest dobrą.
Pierwszy milion to praca na kilka etatów, bez zbędnych wolnych dni, długiego świętowania i odpoczynku na wczasach. Analizowanie potrzeb rynku, błyskawiczne podejmowanie decyzji i trzymanie „ręki na pulsie” szybko przemienia się w cel przynoszący nie tylko zyski, ale i satysfakcję.